To prywatna strona. Nie wysyłam żadnych reklam ani spamu.
Biorąc do ręki listopadowe wydanie „Nowej Fantastyki” spodziewałem się, że zobaczę już jakiś zaczątek zmian, które w piśmie wprowadzi nowy naczelny. Wydaje się jednak, że Jerzy Rzymowski hołduje raczej zasadzie ewolucji, a nie rewolucji. Dość powolnej ewolucji dodajmy. W związku z tym nie ma niemal żadnych różnic w porównaniu z tym, co otrzymywaliśmy za kadencji Jakuba Winiarskiego. Czy to dobrze, czy źle, każdy oceni sam. Mnie cieszy fakt, iż kontynuowane jest zwiększanie dawki artykułów około literackich, kosztem wszędobylskiego w ostatnich miesiącach filmu. Na jak długo taki stan rzeczy się utrzyma? Zobaczymy. Ja zaciskam kciuki, by jak najdłużej.
Publicystyka
Dział publicystyczny rozpoczynamy jednak od spojrzenia na ekran telewizyjny. Okazja jest bowiem nie byle jaka, gdyż swoje pięćdziesiąte urodziny obchodzi „Doktor Who”. Temu, kto nie wie jak zabrać się do tego serialu i z czym się go w ogóle je, materiał Andrzeja Kaczmarczyka powinien pomóc, gdyż autor skrupulatnie przedstawia drogę, jaką przebył ten program od lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, do dnia dzisiejszego.
Dalej jest już literacko. Na pierwszy ogień idzie drugi artykuł z cyklu „Fantastyczny świat”, w którym Marek Grzywacz prezentuje interesujący nas rynek w Chinach. Tekst ciekawy, szkoda tylko, że dość krótki, ale pocieszeniem może być informacja o jego kontynuacji w kolejnym numerze.
Następnie Marek Oziewicz przybliża postać Ursuli Le Guin i jej najważniejsze dzieło, czyli „Ziemiomorze”. Stara się wypunktować poglądy autorki i odnaleźć ich odzwierciedlenie w jej książkach, przy okazji opisując, dlaczego są tak wyjątkowe. Niepotrzebnie dodano trzy pytania Michała Hernesa, które ten zadał Amerykance. Albo przeprowadzamy porządny wywiad, albo nie dajemy nic. Takie drobniaki są zupełnie zbędne.
Innym słynnym pisarzem, który zagościł w listopadzie na łamach „NF” jest Orson Scott Card, a jego sylwetkę prezentuje Joanna Kułakowska. Robi to całkiem nieźle, chociaż nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że wiele z jego poglądów jej się wyraźnie nie podoba i dała temu wyraz zbyt dobitnie.
Agnieszka Haska i Jerzy Stachowicz biorą na warsztat mózg Józefa Piłsudskiego i przytaczają różne fantastyczne teorie oraz plotki, które tworzono swego czasu na temat osoby marszałka, zaś Emil Strzeszewski przygląda się najnowszej książce Łukasza Orbitowskiego - „Szczęśliwa ziemia”.
Wśród felietonistów debiutuje Mateusz Wielgosz, serwujący porcję nowinek ze świata nauki. I dobrze – ciekawych informacji nigdy za wiele. Dalej Maciej Parowski pochyla się nad fantastyką religijną w Polsce, a Rafał Kosik próbuje znaleźć rozwiązanie problemu zbyt szybkiego dla wielu osób rozwoju technologii. Na koniec wspominany wcześniej Łukasz Orbitowski szuka ważnego przekazu w filmie „Oni żyją!” Johna Carpentera.
Proza polska
W części poświęconej rodzimej literaturze na początek otrzymujemy dwa opowiadania, które ex aequo zajęły drugie miejsce w konkursie miesięcznika. Pierwsze z nich („Cyrograf”) to sympatyczna opowieść Grzegorza Piórkowskiego o tym, jak w poszukiwaniu oderwania się od nudy niejaki Adam łączy świat prawdziwy z fantastycznym, sprowadzając w ten sposób kłopoty na siebie i całe swoje otoczenie. Choć morał płynący z tej historii jest dość oklepany, to została ona przedstawiona w taki sposób, że lektura daje sporo satysfakcji.
Pewną prawdę na temat nas samych i naszej rzeczywistości przedstawia także Przemysław Kopeć w „Zagładzie”. Na przykładzie ludu Khmerów pokazuje, jak można przeobrazić się z osoby całkowicie dobrej w agresywną bestie oraz jakie są tego przyczyny. Świat jest zły, a ludzie się do niego dopasowują, bo przecież konformizm nic nie kosztuje. Niestety. Mądrze, aczkolwiek może nieco zbyt łopatologicznie.
Na specjalne morały nie pokusił się za to Karol Nowacki, który w swoim „Aeternitasie” przedstawia alternatywną wizję Polski i amerykańskiego naukowca, który na zlecenie dwóch weteranów wojennych buduje statek z silnikiem mogącym osiągać prędkość zbliżoną do prędkości światła, a następnie wspólnie zastanawiają się, jak najlepiej na czymś takim zarobić. Nie rzuca na kolana, ale czyta się przyjemnie.
Proza zagraniczna
Ten dział zaczyna się od „Idealnego tekstu i tajnej opowieści” Leonida Kudriawcewa, w której autor wcielając się w Edgara Alana Poe zmienia jego życiorys i dodaje do niego przeszło sto lat życia więcej, w czasie których pisarz starał się stworzyć tekst idealny. Być może nie jestem targetem tego rodzaju prozy, ale mnie to opowiadanie, mówiąc wprost, znudziło i pozostawiło zupełnie obojętnym.
Znacznie lepiej odebrałem „Pikselową maskę” Jeffa Noona, czyli zabawną historię o młodocianych przestępcach i tajemniczym piórku. Nie ma co się o tym utworze zbyt dużo rozpisywać – jest humor, prosta (ale nie prostacka) fabuła oraz parę ciekawych konceptów. Daje to razem rozrywkę na niezłym poziomie.
Ostatnie opowiadanie to „Rok szczura” Chena Quifana (trafne uzupełnienie artykułu o chińskiej fantastyce), gdzie przenosimy się do Chin przyszłości i wraz z grupą studentów wyruszamy na misję tępienia genetycznie zmodyfikowanych gryzoni, które uciekły z laboratoriów. Od samego początku widać próbę przemycenia tematu Wielkiego Brata sterującego poczynaniami mas dla własnych korzyści. To wszystko ubrane w oryginalną historię sprawia, że otrzymujemy kawałek porządnej literatury.
Po raz pierwszy od dawien dawna trafiłem na numer „Nowej Fantastyki”, w którym lepsze wrażenie zrobił na mnie dział publicystyki. Wszystkie z artykułów są ciekawe i dobrze napisane, a także podejmują interesującą tematykę. Nie znaczy to jednak, że proza jest słaba. Nie ma wśród niej żadnego wybijającego się tekstu, ale niemal co do jednego utrzymują równy, całkiem wysoki poziom. Jest dobrze.
Bartłomiej Cembaluk