To prywatna strona. Nie wysyłam żadnych reklam ani spamu.
Zarówno pierwszą, jak i ostatnią stronę okładkową kwietniowej „Nowej Fantastyki” zdobią oblicza bohaterów „Gry o tron”. Nie jest to bynajmniej wyłącznie reklama produkcji HBO, ale i zapowiedź tego, co znajdziemy wewnątrz pisma. Z okazji premiery trzeciego sezonu popularnego serialu, powstał bowiem na jego temat całkiem spory materiał.
Publicystyka
Marcin Zwierzchowski wymieniając takie cechy jak „duże budżety, rozmach fabularny, wiara w inteligencję widza oraz świetna obsada” próbuje pokazać, że seriale nie są już uboższymi braćmi filmów kinowych, a nawet niekiedy je przewyższają, zaś jako pioniera tych zmian wskazuje właśnie „Grę o tron”. Teza dość kontrowersyjna, bowiem już wcześniej dało się zaobserwować na małym ekranie takie produkcje, które w jakimś stopniu dane właściwości posiadały. To one zaczęły wytyczać ścieżkę innym, a obraz oparty na twórczości G.R.R. Martina można co najwyżej uznać za wyjątkowo zdolnego ucznia, stojącego na końcu tej drogi i stanowiącego obecnie punkt odniesienia dla reszty serialowych twórców.
„Temat z okładki” uzupełniony jest przez krótkie przypomnienie sytuacji po drugim sezonie „Gry...” oraz szybką prezentację nowych bohaterów. Do tego dochodzi jeszcze niewielki wywiad z Emilią Clarke wcielającą się w rolę Daenerys Targaryen, ale to wszystko stanowi raczej mało interesujący zapychacz.
W kolejnym tekście Przemysław Pieniążek, powodowany pojawieniem się w kinach nowej wersji „Martwego zła”, przybliża tę kultową dla wielu serię Sama Raimiego. Trzeba przyznać, że robi to bardzo umiejętnie, gdyż w interesujący sposób przekazuje wszelkie ważne informacje, zarówno te dotyczące oryginalnej trylogii, jak i wytworzonych pod jej wpływem pomniejszych utworów.
Tymczasem w cyklu „Science w fiction” za sprawą Wawrzyńca Podrzuckiego poznajemy szalenie pasjonujące zjawisko biologii syntetycznej, zabawnie określonej jako tworzenie nowego życia z samodzielnie wyprodukowanych klocków. Aż dziw bierze, że twórcy fantastyki naukowej nie wzięli jeszcze tego tematu na warsztat.
Innym ciekawym zagadnieniem, o którym możemy przeczytać w kwietniowej „NF” jest tzw. crowdfunding, polegający z grubsza rzecz biorąc na finansowaniu przez fanów różnorodnych działań, takich jak np. nakręcenie filmu, stworzenie gry lub wydanie książki. Autorem artykułu jest Grzegorz Bryszewski.
Do tego dochodzi jeszcze tekst Michała Chudolińskiego, opisujący kryzys wydawnictwa DC Comics i spowodowane tym wypuszczenie na rynek nowej serii komiksowej, niemal zupełnie odrzucającej dotychczasowe historie z uniwersum Batmana i spółki. Rzecz, która zainteresuje chyba tylko zagorzałych miłośników komiksów, a dla innych może być w ogóle trudna do przebrnięcia, głównie ze względu na dużą liczbę nazwisk, tytułów i różnych branżowych zagadnień.
Po miesięcznej przerwie z felietonem wraca Jakub Ćwiek, w którym denerwuje się na fanów próbujących mu mówić, co ma robić. Wszystko to niby fajne, ale biorąc pod uwagę, że nieco podobny temat podjął w marcu Rafał Kosik, odnosi się wrażenie wtórności. Sam Kosik tym razem zauważa, jak ludzie, zamiast stworzyć swoje własne poglądy, przejmują od innych całe „pakiety”, często wewnętrznie kompletnie niespójne. Trafnie.
Pozostali felietoniści też spisali się dobrze. Poprzednio narzekałem na formę Petera Wattsa, ale tym razem nie ma na co. Odpierając twierdzenia, jakoby jego książki przedstawiały dystopie pełne ludzkich kreatur, proponuje popatrzeć na nasz świat i jego mroczną stronę. Michael J. Sullivan pokazuje natomiast, jak ważna jest cierpliwość, kiedy chcemy wydać książkę, a Łukasz Orbitowski tradycyjnie prezentuje film, który może zaintrygować, a o którym bez jego pomocy mało kto by usłyszał. W tym miesiącu mowa jest o „Beyond the black rainbow” Panosa Cosmatosa.
Proza polska
W swoim exposé Michał Cetnarowski obiecywał, że będzie starał się publikować w „Nowej Fantastyce” literaturę różnorodną, a kwietniowy numer jest przykładem na to, iż nie rzucał słów na wiatr.
Pierwsze opowiadanie to „Dziewczyna z kartofliska” Radosława Raka, w którym przenosimy się do wieku XIX na tereny ówczesnej Galicji. Główną bohaterką jest starsza kobieta – Rutka, do której chałupy przedostaje się Zadra – tajemnicza zjawa, szerząca zgniliznę fizyczną oraz duchową i powodująca wiele nieszczęść w rodzinie gospodyni. Tekst utrzymany jest w mrocznym, turpistycznym klimacie, okraszonym dodatkowo specyficznym słownictwem, mającym za zadanie jak najlepiej przybliżyć charakter polskiej wsi. Autorowi kapitalnie udało przeprowadzić się te wszystkie zabiegi, dzięki czemu faktycznie można niemal każdym zmysłem odczuć rzeczywistość przedstawioną na papierze. Ciarki przebiegają po ciele jeszcze dłuższy czas po skończonej lekturze.
Zupełnie w innym kierunku poszedł Jacek Wróbel, który zaprezentował lekkie, humorystyczne fantasy. Jego „Nie wszystko złoto, co się świeci” opowiada o podszywającym się pod maga oszuście, próbującym z pomocą prostego chłopa uprowadzić nimfę i dostarczyć ją pewnemu młodemu baronowi. Całość można określić jako zabawną, aczkolwiek znajdą się momenty, w których dowcipy są jedynie żenujące. Niemniej, utwór ten spełnia swoją funkcję „odmóżdżacza”, idealnie pasującego jako lektura w drodze z pracy czy uczelni.
Proza zagraniczna
W tym miesiącu mamy dwa zagraniczne teksty i choć żaden nie może równać się świetnemu opowiadaniu Davida Maruska z marca, to nie jest też tak, że oba utwory są słabe. Wręcz przeciwnie.
„Po drugiej stronie” Willa McIntosha opiera się na prostym pomyśle podziału świata na dwie rzeczywistości i śledzeniu konsekwencji tego zabiegu. Pisarz nie tylko umiejętnie opracował te różne biegi wydarzeń pod względem fabularnym, ale i w oryginalny sposób przedstawił je formalnie – dzieląc tekst na dwie kolumny, które należy czytać jednocześnie. Za ten cały galimatias odpowiedzialna jest trójka naukowców, przeprowadzająca ryzykowny eksperyment, zakończony takim, a nie innym obrotem spraw. Muszą oni teraz uciekać przed rozwścieczonym tłumem, a w jednym ze światów dodatkowo przed gigantycznym promieniami, zamieniającym wszystko czego dotkną w materiał kamieniopodobny. W tę całą tragedię wmieszana jest jeszcze historia miłości jednego z obarczanych winą badaczy – Nathana oraz Justine. Miłości wystawionej na nie lada próbę. Opowiadanie wciąga, porusza i intryguje – kawałek dobrej literatury.
Niemniej ciekawy jest następny tekst – „W klatce” Klausa N. Fricka. Do tytułowego pomieszczenia pozbawionego drzwi i okien trafia młoda kobieta – Jennifer, za wszelką cenę starająca się zrozumieć sytuację, w której się znalazła i jakoś się z niej wydostać. Towarzyszy jej będący w średnim wieku Paul, zamieszkujący to więzienie od dłuższego czasu. Podejrzewa on, że zostali zamknięci w czymś w rodzaju kosmicznego zoo i jedyne co mogą zrobić, to pogodzić się ze swoim losem. Śledząc wydarzenia z perspektywy mężczyzny poznajemy coraz to nowe informacje na temat miejsca akcji i obserwujemy więź, jaka rodzi się pomiędzy dwojgiem ludzi. W końcu dochodzimy do zaskakującego finału, który zmusza czytelników do zastanowienia się nad postawą głównego bohatera, ale i pomyślenia o tym, co oni by zrobili w takiej sytuacji. Trochę wali po głowie.
Do kwietniowego numeru „NF” najlepiej pasuje określenie „dobry”. Ani w publicystyce, ani w prozie nie ma co prawda tekstu, który by rzucał na kolana, ale prawie żaden z nich nie schodzi poniżej pewnego, wysokiego poziomu. Wzrok przykuwa zwłaszcza literatura – różnorodna i zapadająca w pamięć. Jeżeli taka forma dalej będzie się utrzymywać, można tylko zacierać ręce.
Bartłomiej Cembaluk