To prywatna strona. Nie wysyłam żadnych reklam ani spamu.
Wreszcie się doczekaliśmy! Z okładki „Nowej Fantastyki” zniknęli superbohaterowie, ale nie oznacza to niestety, że prezentuje się ona lepiej. W każdym razie do mnie nie przemawia widok ogolonego na łyso Matta Damona z wielką spluwą w rękach. Marzy mi się powrót do ładnych ilustracji zdobiących pierwszą stronę „NF”, ale na razie trzeba zadowolić się fotosami filmowymi.
Publicystyka
Dział publicystyki otwiera artykuł Jana Żerańskiego przybliżający fabułę wchodzącego właśnie do kin „Elizjum” Neila Blomkampa. Zastanawia mnie, co jest w tym filmie tak wyjątkowego, że jeszcze przed premierą ukazują się teksty na jego temat? Osoba reżysera, który kilka lat temu wypuścił na ekrany głośny „Dystrykt 9” to chyba za mało, ale może się mylę. Gdyby był on punktem wyjścia do rozważań nad jakimś szerszym zagadnieniem, jak miało to miejsce miesiąc temu w przypadku „Pacific Rim” i wielkich robotów w popkulturze, to bym jeszcze zrozumiał, lecz tutaj? Nic innego jak reklama.
Podobnie sytuacja ma się z materiałem Tymoteusza Wronki dotyczącym ekranizacji pierwszego tomu cyklu „Dary Anioła” Cassandry Clare. Już jakiś czas temu na łamach „NF” ukazał się artykuł o romansach paranormalnych na srebrnym ekranie i to powinno wystarczyć. Po co teraz zajmować się każdym z nich z osobna? Przecież wszystkie są tak naprawdę o tym samym, tylko że raz mamy wampiry, a innym razem zombie lub anioły właśnie. Nie wiem, może to sposób redakcji na znalezienie nowych czytelników?
Wronka napisał też wspomnienie o Richardzie Mathesonie – pisarzu i scenarzyście, który w Polsce znany jest głównie z obrazów kręconych na podstawie jego utworów, z „Jestem legendą” na czele.
Pozostając w temacie filmowym, przechodzimy razem z Andrzejem Kaczmarczykiem do „Łowcy śmierci” - klasyki kina fantasy klasy B (nie oglądam tego typu produkcji, więc wierzę na słowo). Widać, że autor miał jakiś pomysł, gdyż nie tylko przybliżył jedną serię, ale za jej pomocą chciał zilustrować cały gatunek. Co prawda to ogólne podsumowanie jest dość ubogie, ale jednak jest i to Kaczmarczykowi należy oddać.
W związku ze zbliżającym się ogłoszeniem laureatów Nagrody im. Janusza A. Zajdla, Jerzy Rzymowski pochyla się nad trwającym od kilku lat problemem spadającej renomy tegoż wyróżnienia i szuka jego rozwiązania, zaś Maciej Parowski przybliża dawną fantastykę socjologiczną i tłumaczy, dlaczego to Zajdel był w jej tworzeniu najlepszy.
Joanna Kułakowska z kolei przeprowadza wywiad z Anną Kańtoch, który można wyróżnić jedynie za niespotykaną w „Nowej Fantastyce” długość. Znacznie więcej jest zarzutów, spośród których najbardziej doskwiera brak jakiegokolwiek planu autorki na tę rozmowę. Starała się zadać jak najwięcej pytań, ale nie są one ułożone w żaden logiczny sposób, tylko porozrzucane byle jak. Kułakowska dodatkowo sama się zbytnio uzewnętrznia, licząc na pochwały od pisarki, która całą rozmowę stara się dzielnie przetrwać, choć widać momentami, że niektóre pytania ją męczą.
Marny poziom sierpniowej publicystyki ratuje Wawrzyniec Podrzucki, ale jego artykuły przyzwyczaiły już do wysokiego poziomu. Tym razem autor wziął na tapetę kwestię ewolucji, ale nie tej, która dotyczy ludzi, zwierząt lub roślin, lecz maszyn. Choć początkowo może brzmieć to dziwnie, to istnieje możliwość powstawania mechanicznych gatunków bez większej ingerencji człowieka.
Felietonistów tym razem trzech. Michael J. Sullivan recenzuje (choć sam twierdzi, że to nie jest recenzja) książkę Stephena Kinga „Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika”, Rafał Kosik ostrzega przed niebezpieczeństwem, jakim jest masowe popadanie w skrajność, a Łukasz Orbitowski na przykładzie filmu „The Revenant” pokazuje, jak powinno łączyć się horror i komedię.
Proza polska
Na sam początek części literackiej otrzymujemy „Archiwum” Adama Przechrzty, czyli utwór umieszczony w realiach Powstania Warszawskiego. Fabuła skupia się na próbie przekazania ważnych dokumentów kurierowi rządu londyńskiego, a gdzieś między wierszami pojawiają się tak bliskie nazistom elementy okultystyczne. Całość wypada raczej średnio, ale od samego początku widać, że autor zorientowany był bardziej na przekaz publicystyczny, niż stworzenie epokowego opowiadania. Miał być to głos w obronie powstańców oraz sprzeciw wobec osób, które ich działania dyskredytują, i jako ten przekaz prawdy historycznej sprawuje się bardzo dobrze.
Następna jest „Sztuka w zaścianku” Jakuba Małeckiego, w której opowieść o wiejskim dziwaku zepchnięta została na dalszy plan przez wyrazisty styl i klimat. To taki rustykalny realizm magiczny, momentami wywołujący w czasie lektury niepokój, a kiedy indziej przerażenie lub śmiech. W każdym razie jest to rzecz naprawdę wyjątkowa i zdecydowanie warta uwagi.
Ostatnim polskim opowiadaniem jest kolejne wyróżnienie w konkursie literackim „NF”. „Uczeń Abdulla al Hazzreda” Bartosza Kalinowskiego to lovecraftiańskie fan fiction, gdzie tytułowy bohater podróżuje, aby zmierzyć się z Wielkimi Przedwiecznymi. Średniak, wyróżniający się wyjątkowo podniosłym stylem, stworzonym za pomocą wielu odpowiednich zwrotów. Zbyt wielu jak na mój gust, gdyż bardziej denerwują one czytelnika, niż wprowadzają go w zakładany przez autora patetyczny nastrój.
Proza zagraniczna
Sierpniowy numer „NF” z pewnością sprawi przyjemność miłośnikom horroru, który na jej łamach jest bardzo rzadkim gościem. To wszystko za sprawą Lairda Barrona i jego „Pieśni o śniegu i krwi”, w której protagonista ucieka przed złowieszczą Sforą (będącą czymś na kształt znanego z mitologii nordyckiej Dzikiego Gonu) czyhającą na jego życie. Może nie jest to jakiś przełomowy utwór, ale czyta się go całkiem przyjemnie.
Cieszy także lektura „Epizodu siódmego: Ostatniej bitwy ze Stadem w królestwie fioletowych kwiatów” Johna Langana. Tak jak w poprzednim opowiadaniu, tak i tu motywem przewodnim jest ucieczka, ale zamiast horroru mamy historię postapokaliptyczną. Świetną z tego względu, że tak naprawdę nie wiemy co się stało na świecie i skąd się wzięły wspomniane w tytule Stado oraz kwiaty, a dzięki temu możemy łatwo wczuć się w sytuację zagubionej i próbującej ochronić się przed nieznanym pary bohaterów. Jakże to miła odmiana od sytuacji, w której narrator ustawia się w roli wszystkowiedzącego boga. Tekst ten jest też napisany w eksperymentalnej formie, polegającej z grubsza na ograniczeniu się do niewielkiej ilości bardzo złożonych zdań, ale to raczej taka ciekawostka.
Podsumowując, sierpniowa „Nowa Fantastyka” to kulejąca część publicystyczna połączona z dość dobrą stroną literacką, której niewiele można zarzucić. W sumie lepiej tak niż odwrotnie, ale najlepiej by było, gdyby całość miała wysoki poziom. Może już we wrześniu?
Bartłomiej Cembaluk